Większość z nas jest obdarzona darem dotyku. Nie musimy wcale znać wirtuozerii metod manualnych, by naszymi dłońmi dać wyraz troski czy przynieść ulgę w bólu. Bycie obecnym w dotyku, nawet bez wiedzy, będzie budziło życie w osobie dotykanej – uważność na samą siebie.
Nauka masażu Lomi, jak chyba każdej innej terapii manualnej, kierunkuje jednak nasz naturalny potencjał dotyku na konkretne narzędzia, wiedzę i sposób, w jaki się nimi posługujemy w danej modalności. Powołuje dłonie do nowej „świadomości” ich użycia. W końcu, jeśli chcielibyśmy pozostać na poziomie intuicji, nie potrzebowalibyśmy się uczyć żadnych metod. Korzystalibyśmy z naszych naturalnych zasobów, a dotyk niewątpliwie się do nich zalicza.
Od około 20 lat uczę się i praktykuję kilka modalności terapii manualnych. U podstaw budowania relacji terapeutycznej każdej z nich znajduje się dotyk. Jednocześnie wszystkie korzystają z niego inaczej, choć w podobnym celu, biorąc pod uwagę swoje esencje. Posłużę się przykładem trzech, które bardzo różnią się sposobem, w jaki dłonie utrzymują kontakt z ciałem.
- Lomi Lomi
To masaż głównie olejowy, wykonywany w tańcu wokół stołu, który charakteryzuje się między innymi długimi, płynnymi ruchami przedramion i dłoni.
- Terapia czaszkowo–krzyżowa w ujęciu biodynamicznym
Dłonie świadkują, pozostając przez długi czas w jednym miejscu.
- KA-HI Body Art (moja autorska metoda)
Wielobarwny język dotyku: od 5–gramowego wtapiania dłoni, przesuwania i różnicowania tkanek – aż do wprowadzania intensywnego ruchu.
Nie zawsze, kiedy uczyłam się nowej metody, było dla mnie łatwe przejście na kolejne narzędzia i sposoby posługiwania się nimi. Trudne bywało też to, jak moje ciało uczestniczy w danej terapii. Niby wszystko jasne, a inaczej. Niby alfabet ten sam, a jednak litery poprzestawiane – inne ułożenie całego ciała, sposób wchodzenia w kontakt czy utrzymywanie dialogu. Moje ciało samo układało się do tego, co znało ze swoich poprzednich doświadczeń, a dłonie chciały podążać znanymi już ścieżkami. To wygodne i oswojone. Jako terapeutka zawsze szukam podczas sesji również swojej wygody. To podstawa, która wspiera mnie i moich klientów. Kiedy pojawia się dyskomfort, zwykle łatwiej wrócić do tego, co znane. Nie ma w tym nic dziwnego – to naturalne.
Praktykując nową metodę, chcąc poznać jej naturę i zgłębić, jakie daje możliwości pracy – rozumiem, że nie mogę podążać wciąż tym samym szlakiem, bo wówczas niczego nowego się nie uczę. Choć umysł pokrętnie szuka usprawiedliwień dla dobrze znanych już ścieżek, to wiem, że przezwyciężenie niewygody pozwala odnaleźć mi nowe sposoby komunikacji oraz świeżość. To otwiera na oścież drzwi możliwości w rozwijaniu kompetencji oraz poszerzaniu wiedzy. Wzbogaca również moją percepcję na mnie samą i na to, czego mogę doświadczać w samej sobie dzięki nowej praktyce.
Piszę o tym wszystkim dlatego, że rozumiem momenty, w których przyswajanie nowej wiedzy bywa niewygodne. Nasze ciała na nowo uczą się postawy, a umysł utrzymuje wzmożoną uważność, aby nie powielać tego, co jest mu już znane. Czasami bywa to wręcz męczące – szczególnie w sytuacjach, w których szukając nowej swobody, napotykamy na niewygodę i opór.
Pamiętam jak uczyłam się terapii czaszkowo–krzyżowej. Wcześniejsze modalności praktyk manualnych oparte były na użyciu mojego ciała i ruchu, który poprzez dłonie był przenoszony w stronę ciała poddawanego sesji. W terapii czaszkowo–krzyżowej z kolei zwykle siedzimy i uważnie świadkujemy procesowi. Dłonie wysłuchują przejawów życia.
To ciekawe, że coś, co z pozoru wydawało mi się łatwe, stawało się wyzwaniem. Siedzenie i obserwowanie? Moje ciało naturalnie chciało podążać i odzwierciedlać ruch, który powstawał z obserwacji i tego, co czuły moje dłonie. Zabawnie było doświadczać, jak silny wzorzec ruchu wpisany jest w moje tkanki i jaką uwagę muszę zachowywać, by ucząc się nowego, robić to, co myślę, a nie to, co wydaje mi się, że robię. I jeszcze odnaleźć w tym wszystkim spokojne miejsce w sobie – na czucie samej siebie i osoby dotykanej.
Rozumienie pryncypiów, na których oparta jest dana terapia, pozwala mi z większą uwagą wracać do bazy i być klarowną w tym, co wnoszę do sesji, a praktyka zawsze wspiera zrozumienie narzędzi i osadzania się w nich. Z czasem to, co na początku wydaje się techniczne, przestaje nim być, zwłaszcza kiedy łączy się z głębokim czuciem i innymi komponentami. Technika i precyzja są tylko jednymi z nich – nie bardziej i nie mniej ważnymi niż pozostałe (niektórym z nich poświęcę dodatkowy wpis):
– właściwe miejsce i czas,
– świadomość tego, co robimy i co wnosimy do sesji (nie tylko na poziomie dotyku),
– grawitacja i własna postawa,
– widzenie, słyszenie, czucie,
– rytm, czas, tempo,
– przytomność,
– umiejętność nawiązywania i utrzymania dialogu,
– szacunek dla procesu,
– utrzymanie szerokiego pola percepcji,
– umiejętność różnicowania potrzeb poszczególnych tkanek i potrzeb indywidualnych,
– ograniczenie jako podstawa ciekawości,
– unikanie kwantyfikatorów wielkich, czyli słów: nigdy i zawsze.
Technika wypełniona słuchaniem dla wszystkich przejawów życia i szacunkiem dla procesu staje się świadomie użytym narzędziem. Razem z tym przychodzi stabilność, bezpieczeństwo i klarowność. Nastaje też taki moment, że przestajemy myśleć o technice, tak jak nie myślimy o oddychaniu, chodzeniu czy pisaniu. Coraz bardziej doświadczamy „natury” danej terapii i mocy, która przez nas z niej przepływa.
Źródło głębi zawiera się w tym, jak jesteśmy obecni w tym, co robimy – nie w liczbie technik, które wykorzystamy. Czasami może wydawać się, że robimy mało, a bywa to najpotężniejszą siłą. Może być nią jeden ruch lub trzymanie za rękę, które kieruje uwagę osoby na nią samą.
Fizjologiczne, strukturalne i biochemiczne rezultaty same się pojawią w każdym typie kontaktu, ponieważ oparte są na współdziałaniu mózgu, układu nerwowego i poczucia bezpieczeństwa oraz wsparcia. Jeśli więc możesz położyć dłoń na sobie lub drugim człowieku w uważności (i za zgodą) – rób to jak najczęściej, nie zastanawiając się, czy jest to właściwe czy nie.
A kiedy ciekawość prowadzi Cię w stronę masażu czy innej formy pracy przez dotyk, życzę Ci wytrwałości w odkrywaniu potencjału ukrytego w danej metodzie – tak, aby stała się dla Ciebie oraz tych, których dotykasz, źródłem pięknych odkryć.
Mahalo, Aga