Aloha,
dziś czytałam „Pozwól rzece płynąć” Michała Cichego i na dłuższą chwilę zatrzymałam się przy fragmencie:
„Zapuszczanie korzeni jest procesem wewnętrznym. Musiałem na dobre zadomowić się w sobie, żeby zadomowić się w okolicy. Przestałem chcieć być kimś innym.
Wróciłem do siebie.
To idzie w obie strony. Praca ze sobą przynosi stopniowe i subtelne zmiany w obrazie świata. Praca nad podejściem do świata przynosi skutki wewnętrzne.”
Michał Cichy
Odetchnęłam z ulgą, znajdując odbicie swoich słów w przekazie Cichego. Pozwoliłam im na nowo się we mnie zadomowić i ponownie zadać sobie pytanie: co tak naprawdę oznacza dla mnie bycie w swoim miejscu – w centrum świata?
Ten fragment jest dla mnie ważny, ponieważ ucząc Lomi, często posługuję się metaforą powrotu do swojego wewnętrznego domu, by dowiedzieć się, kim jesteśmy, zanim zaczniemy stawać się „najlepszą wersją siebie”.
Być może będzie to wymagało, w miarę naszych możliwości, odwiedzenia przestrzeni:
– do których dawno nie zaglądaliśmy,
– długo i szczelnie zamkniętych na klucz,
– w których lubimy przebywać, bo są naszymi zasobami i czujemy się w nich świetnie,
– ze startymi od leniwości kanapami, w których grają wciąż te same zdarte płyty,
– ciemnej piwnicy, do której lepiej nie zaglądać,
– najwyższego piętra z wielkim oknem na świat i marzenia.
Kiedy dotykamy ciała, spotkanie swojego wewnętrznego domu jest nieuniknione. Dla każdego może się ono odbywać w różnym czasie, jednak kiedy damy sobie odpowiedni czas i przyjazne podejście, mamy szansę pogłębić związek z całością siebie. Ze wszystkimi pokojami. Powoli. Z pełnym szacunkiem i uznaniem.
To otwiera nas na czucie, które jest kluczem do wewnętrznej mądrości i wiedzy kinestetycznej, co z kolei tworzy dobry grunt dla naszych korzeni i odkrywania wiedzy o sobie samych. Tam już znajduje się najlepsza wersja nas i potencjały, które – kiedy je odkryjemy – okazują się prawdziwymi darami.
Mahalo, Aga