Nastąpił już czas wyjazdu i pojawiła się możliwość rozmowy, nikt z nas nie chciał wypowiadać słów. Żadna osoba nie miała ochoty wracać do nawykowego zagadywania, które często pojawia się w wyniku wewnętrznego napięcia, stresu czy niewygody.
W zamian pojawił się obraz zatrzymany w czasie: jaśniejące oczy, uśmiech, swoboda w ciele, niewymuszona obecność płynąca z kontaktu ze sobą i nieinwazyjna bliskość, w której jednocześnie było dużo przestrzeni.
Ten obraz i uczucie głębokiego dobra utrzymuje się we mnie do dziś. W przestrzeni ciszy, dzielenia obecności w pozawerbalny sposób wytworzyła się żywa więź z samą/samym sobą. Także z tego miejsca często okazywało się, że pojawia się też więcej przestrzeni w byciu, słuchaniu, otwartości i ciekawości na to, co w świecie zewnętrznym.
W nurcie Lomi, który praktykuję i którego uczę, nazywamy „nawigatorem” lub „głową rodziny” wewnętrzne „ja”, które oferuje wiele jakości – współczucie, obecność, ciekawość czy miłość wobec wszystkich części, które się w nas pojawiają.
Kahu Abraham Kawai’i , którego części pracy poznawałam dzięki moim dwóm mentorkom, Jody Mountain (Ancient Lomi ) i Susan Pa’iniu Floyd (Lomi Lomi Nui), mówił o tym jako o zarządzaniu swoim wewnętrznym królestwem.
Aby królestwo dobrze działało, musi być mądrze prowadzone przez swojego króla/królową, który/która widzi wszystkie części systemu i wie, że każda z nich ma swoją ważną rolę do odegrania i jest tym samym potrzebna.
Wiem, że we współczesnym zabieganym świecie czasem trudno nam zauważyć, że pomiędzy krytyką i pochwałą, niezadowoleniem i zadowoleniem, poczuciem sukcesu i porażki – słowem: wszystkim czemu nadajemy znaczenie i z czym się identyfikujemy – znajduje się ta część nas, która świadkuje.
Nie jest krytykująca, oceniająca czy wartościująca. Ma za to w sobie spore pokłady ciekawości i współodczuwania. Kiedy umiemy z nią nawiązać relację, łatwiej nam utrzymać uzdrawiający dialog ze wszystkimi częściami naszego systemu.
Wierzę, i jest to częścią mojego doświadczenia, że kiedy wykształcimy w sobie więź z naszym „ja”/„świadkiem”/„głową rodziny”/„nawigatorem”, możemy bardziej świadomie wchodzić w relację ze sobą i tym, co nas otacza – nie tylko w życiu osobistym, ale również zawodowym, w naszych gabinetach.
To dotyczy nie tylko tego, co widzimy czy słyszymy w historiach, jakie przynoszą nam nasi klienci i klientki, ale również w tym, jak nawiązujemy i utrzymujemy dialog w masażu/bodyworku poprzez dłonie.
Lomi nie jest tylko tym, co robimy, ale również tym, co myślimy i wnosimy na poziomie nieświadomym do kontaktu. Im większą mamy łączność ze sobą, tym więcej czucia i bycia przy sobie – przy jednoczesnym utrzymywaniu dialogu z drugą osobą.
Lomi Silent Retreat – sztuka obecności to trening osadzony w praktyce cielesności, który sprowadza do czucia i nawiązania kontaktu ze sobą. To budowanie bezpiecznego i ciekawego fundamentu w sobie przy jednoczesnym utrzymaniu łączności ze światem.
Nie będziemy siedzieć na poduszkach z usztywnionymi ciałem. W naszej praktyce potrzebujemy budzić nasze ciało. Robimy to poprzez praktyki, które budzą świadomość naszego własnego czucia, a w konsekwencji prowadzą nas do spotkania w dotyku/masażu/bodyworku.